We środę 1 lipca ruszyłem z Bergen. Użyłem darmowego autobusu IKEA na przedmieścia Bergen, tam skorzystałem z taniego jedzenia w IKEI (hot-dog za 5 NOK=2,5PLN i czekolada też za 5 koron), przeszedłem się trochę i zacząłem łapać.
darmowy autobus(rusza z przystanku I, jakby ktoś szukał) |
ale taniocha |
Udało mi się złapać 2 krótkie okazje z Norwegami, a potem jedną dłuższą. Co ciekawe mój kierowca zostawił samochód i popłynął do swojego domku łódką.
typowy norweski most |
Mój następny autostop był z Niemką, która mieszka już ponad 10 lat w Norwegii. Była to moje pierwsza przeprawa promem, z tego co wiem to płaci się od pasażera, ale nie ja nic nie płaciłem(hurra!). Kupiła mi też na promie naleśnik z ciemnym norweskim serem (całkiem dobre to było). Dowiedziałem się też, że trafiłem na wyjątkowo późne lato i ledwo co zaczęło być ciepło (mam więc szczęscie do pogody).
Prom - dla norwegów najzyklejsza rzecz na świecie, dla mnie atrakacja turystyczna |
wnętrze promu |
naleśnik z Brunost |
Następnie ze dwa krótkie stopy, w czasie oczekiwania na które założyłem moja szczęśliwą koszulkę z polskim orłem. Podczas stania, które zwykle nie przekraczało 30 minut, myślałem często, że tak to ładnie, że jak utknę, to nie będę, to przynajmniej będę miał ciekawe widoki.
Vadheim |
Vadheim |
tu musiałem dojść spory kawałek. Na norweskich drogach trzeba się często naszukać miejsca, gdzie samochód mógłby się zatrzymać |
budowa tunelu. Podobno są tańsze w utrzymaniu, gdyż nie ma w nich śniegu zimą. |
Po chwili koszulka się przydała, bo dwóch polaków podwiozło, mnie do Førde . Tam po jakimś czasie zatrzymała się dla mnie ciężarówka, a łotewski kierowca rozpoczął rozmowę słowami:
-Paljak, pa-ruski gawarisz?
Z nim przejechałem całkiem długi odcinek, w tym raz prom. Mocno narzekał na norweskie drogi, bo są wąskie, kręte i pełne górek i dołków.
Førde |
głaszczę fiorda |
Kolejna okazji, to kolejny reprezentant państw nadbałtyckich, czyli Litwin, z którym zabrałem się do Strynu. Tam zrobiłem swoje najtańsze zakupy w Norwegii(38 NOK, za sałatkę ziemniaczaną, pieczywo, jogurt i lawaszo-naleśniki) .
Stryn |
900 gram sałatki ziemniaczanej za 3 złote |
odpadki z krojenia chleba. Nie pytałem, ale myślę, że można sobie przygarnąć. |
moje zakupy za 38 NOK~19PLN |
stąd łapałem stopa dalej. |
Na koniec dnia udało mi się jeszcze złapać jedną okazję, z norwegiem, fotografem, więc nie było problemów z postojami na fotki(on sam się zatrzymywał). Wylądowałem w miejscu, gdzie odbija droga na Geiranger i mimo, że był on moim wymarzonym celem tego dnia, postanowiłem nie łapać już, tylko rozbić namiot, w tym malowniczym miejscu, nad jeziorem Langvatnet.
Moje idealne miejsce noclegowe:
Chciałem wypróbować mój patent z puszką jako garnkiem, ale jako że w puszka była jeszcze pełna, a zwłaszcza przy cenach jedzenia w Norwegii, kukurydza nie mogła się zmarnować. Sam jednak nie byłem w stanie zjeść wszystkiego, więc zadanie odłożyłem na rano.
ale danie |
widok z drugiej strony |
powerbank - miałem już kiedyś, ale ten jest ekstra i ratuje mi życie. Wart swojej ceny 100 złotych. |
tak powstaje ten blog |
Poranek był bardzo zimny, więc wreszcie uruchomiłem swoją kuchenkę i ugotowałem kisiel i herbatę.
lawina śnieżna |
wiem, wiem, tony zdjęć z jednego miejsca, ale jak tam było pięknie |
czapka i rękawiczki były potrzebne, ale zdjąłem je tuż po zrobieniu tego zdjęcia |
Krótko po wyjściu na drogę zatrzymał się autokar(nawet nie machałem) jadący po ludzi i zawiózł mnie do Geiranger.
kampery - norwegowie je uwielbiają |
polski akcent |
Ruszyłem dalej chcąc odwiedzić Trollstigen (drogę trollów). Po około pół godziny udało mi się złapać okazję z norwegiem z okolicy. Narzekał jak to w seznonie wolno się jeździ, ze względu na turystów. Znów prom i znów nic nie zapłaciłem. Kierowca podwiózł mnie za miejscowość Valldal(podobno truskawkową). Tam rozpoczyna się droga, w stronę Trollstigen, na którą ruszają prawie tylko turyści, a ci nie są tak skłonni do dzielenia się swoimi samochodami.
Czułem się trochę strollowany czekając godzinami na to, że ktoś się dla mnie zatrzyma. Udało mi się podjechać dwa razy(raz z Polką), po kilka kilometrów, ale będąc wciąż daleko od celu zastanawiałem się, czy może lepiej było czekać tam, gdzie na początku, przynajmniej była tam drogą w stronę Ålesund, czyli miejscowości docelowej na czwartek. Jednak po ponad 2 i pół godzinach udało mi sie zatrzymać kampera z szóstką ludzi z Poznania.
dostałem od jednego kierowcy, po tym jak stałem pod jego domem ze 20 minut |
poznański kamper |
ekipa z kampera |
zimno |
kopce z kamieni - zwykle na szczytach, ale najwyraźniej nie tylko |
Droga trolli |
Troll! |
Następnie na dwa stopy udało mi się dość sprawnie dotrzeć do Ålesund (czyt. Olesund) na chwilę przed godzinę dwudziestą.
Miasto wyglądało na wyludnione, jak to zwykle jest z norweskimi miastami wieczorem. Jednak dla samych widoków z góry nad miastem, warto było.
Ålesund weszło do mojego planu w ostatniej chwili i nie udało mi się znaleźć tam noclegu przez couchsurfing. Nie wiedziałem trochę co ze sobą zrobić, udałem się więc na górę Fjellstua. Na szczycie podziwiałem zachód słońca i znów zająłem się selekcją i obróbką zdjęć.
blog się tworzy |
bunkry |
Po pierwszej zrobiło się trochę ciemniej, a ja poczułem się śpiący. zacząłem szukać miejsca pod namiot, ale zdecydowałem się przespać na parkowej ławce. O 4 obudził mnie deszcz i musiałem się ewakuować. udało mi się znaleźć ławkę pod sklepem, nad którą był dach. Trochę się wysuszyłem i trochę pospałem.
ewakuacja, ewakuacją, ale fotke mojego noclegu zdążyłem zrobić |
tu się jeszcze chwilę przespałem |
Ruszyłem na drogę jednak nie mogąc znaleźć dobrego miejsca, przechodziłem przez różne krzaki, co spowodowało, że znowu byłem zauważyłem. Zauważyłem autobus jadący na przedmieścia i pomimo, że tani nie był(37nok), to skorzystałem.
dostałem się do miejsca o znawie Moa, pełnego supermarketów. udało mi się znaleźć karimatę, w nienajgorszej cenie i zaopatrzyć na dzień.
Udało mi się znaleźć dobre miejsce i dość szybko złapałem stopa na 50 kilometrów. Moim kierowcą był holender Ruben, który wybrał się samochodem na daleką wycieczkę wokół północnej i wschodniej europy na 3 miesiące.
Dość szybko złapałem też drugiego stopa i to od razu do mojego celu Trondheim. kobieta, która mnie podwiozła, była pielęgniarką latającą w helikoptera. na szczęście nie wiozła mnie do szpitala. Szybko i sporo przed czasem dotarłem do Trondheim. Mimo iż wysadziła mnie w centrum miasta nie miałem sił, żeby się mu przyjrzeć pierwszego dnia.
na promie i znowu ja nic nie zapłaciłem |
karetka też musi skorzytsać promu |
Molde |
i jeszcze jeden prom |
Z jednej strony radocha, że dotarłem. Z drugiej naprawdę kiepsko się czułem.
O Trondheim w częście następnej.
Komentarze
Prześlij komentarz