Przejdź do głównej zawartości

Kirgistan

Kirgijska część mojej wyprawy to ta absolutnie niezaplanowana. Pewnie też nie był to najlepiej wykorzystany czas, ale po dwóch miesiącach podróży na pewno przydał mi się ten odpoczynek.


Kirgistan to kraj, gdzie nie wszędzie jest transport publiczny, dlatego każdy samochód może być taksówką. Większość ludzi nie rozumie idei autostopu, ale niektórzy tak. Można więc jeździć autostopem, ale wymaga to czasu i użerania się z kierowcami, którzy myślą, że negocjujemy z nimi cenę. Na trasach na których funkcjonują Marszrutki (po polsku busiki) są one niezwykle tanie i często szkoda zachodu na łapanie stopa (400 km z Karakol do Biszekeku to tylko 300 som, czyli mniej niż 20 złotych). Niestety nie wszędzie jeżdżą. Popularne są także dzielone taksówki, czyli czekamy, aż taksówka się zapełni i dzielimy koszt na wszystkich, w niektórych miejscach to jedyny dostępny transport publiczny. Wiele osób straszyło mnie przed przyjazdem, że internet jest strasznie słaby, o ile jest. Ja naprawdę jednak nie narzeka, w Chinach potrafiło być wolniej, przez filtrowanie, a w porównaniu z Filipinami to myślę, że jest lepiej.


Jak tylko wyszliśmy z Kentem, z ciężarówki jadącej z Irkeshtam, zostaliśmy zaproszeni przez pięciolatka do zobaczenia pokoju. Ja byłem nastawiony na spanie w namiocie, ale mój towarzysz, aż tak bardzo na pieniądze nie patrzył, więc poszliśmy zobaczyć. Pan Dziadek pokazał pokój pełen dywanów na ścianach i zaoferował 600 som za nocleg, ze śniadaniem i kolacją. Udało mi się zbić do 500, czyli 30 złotych. Przeszliśmy się zobaczyć najbliższe wzgórze, a potem na kolację, która każdego dnia wyglądała tak samo (my byliśmy tylko 2, ale spotkaliśmy człowieka, który siedział od tygodnia w wiosce i zmienił lokal ze względu na jedzenie.).






Rano po śniadaniu ruszyliśmy na górską wędrówkę. W sklepie, w którym chcieliśmy kupić wodę mieli tylko gazowaną, przez co wzięliśmy jej za mało i po 2-3 godzinach uznaliśmy, że należy wracać, a szkoda, bo jak później sprawdziłem na mapie, szczyt który zdobyliśmy miał 3906 metrów, a ten na który mieliśmy wejść po grani,ponad 4000. Byłby to więc mój pierwszy czterotysięcznik, no ale może następnym razem.


















Później ja zacząłem odczuwać znów moje przeziębienie, więc do końca dnia już tylko odpoczywałem.

Dnia kolejnego załapaliśmy się z samego rana na samochód jadący do Osh. Zapłaciliśmy po 500 som od osoby, co może było za dużo, ale w samochodzie nie było ciasno.






W Osh udało mi się znaleźć wifi (choć chwilę wcześniej, gdy wszedłem do „kafejki internetowej” powiedziano mi, że internetu nie ma i ni będzie, a jak zacząłem dopytywać, to babka powiedziała, że to kasyno) i zaczęliśmy szukać hostelu. Po przejściu,jednej z głównych ulic, z 5 razy w tę i z powrotem, Kent stwierdził, że jemu już wszytko jedno i idzie do hotelu deluxe. Kiedy weszliśmy okazało się, że cena za pokój dwuosobowy, to tylko 650 som od osoby, więc zdecydowaliśmy się zostać na noc. Do tego w pokoju było wifi, które czasem działało całkiem sprawnie. Przed przyjazdem do Kirgistanu, dużo osób mówiło mi, że z internetem tu słabo, a jak już jest to potwornie wolny. Najwyraźniej osoby te nie były na Filipinach, tam to dopiero był wolny internet. Poszliśmy na wzgórze (Sulaiman-too) będące jedną z dwóch atrakcji miasta. Potem odpoczynek w hotelu i ruszyliśmy na bazar. Miał być to super ekstra miejsce, jednak widać było, że wieczorem był w większości zamknięty. Do tego to nie orientalny bazar, a typowy sowiecki przypominający bardziej Jarmark Europa, a to już przecież widziałem, w skali dużo większej.
















nasz hotel - de luxe



Przed moją pobudką Kent wyruszył na samolot do Erewania. Zostałem sam bez jakiejkolwiek wiedzy o kraju w którym jestem i bez żadnego planu.

Postanowiłem, że zacznę łapać stopa, w stronę Biszkeku i przenocuję tam, gdzie dotrę. Mapa googlowska okazała się nie najlepszym źródłem informacji, więc wyszedłem na drogę, na której nie było, ani nawierzchni, ani samochodów. Wróciłem się do centrum i skorzystałem ze współdzielonej taksówki, za 150 som, do Uzgen tam udało mi się znaleźć mauzoleum z XI wiek, a potem ruszyłem łapać stopa. Po 10-15 minutach zatrzymał się facet i wywiózł mnie kawałek za miasto do skrzyżowania dróg, bezpłatnie. Następnie zatrzymało się 3 gości, którzy wiedzieli czym jest autostop (jeden z nich na stałe mieszka w Rosji) i zabrali mnie 100 kilometrów. Następnie zgodziłem się podjechać kawałek za kasę (50 som), a potem prawie natychmiast zatrzymała się ekipa jadących do Biszkeku. Parokrotnie zatrzymali się, żeby porobić zdjęcia,oraz żeby wykąpać się w jeziorze, więc dodatkowy dla mnie pozytyw. W pewnym momencie chciałem wysiąść z samochodu i przenocować, w górach, ale ekipa przekonała mnie, że to niebezpieczne, i że zabiorą mnie do Biszkeku, i żebym się nie martwił. Ostatecznie jeden z nich zaproponował, że mnie przenocuje u swojego kolegi, gdzie również sam się zatrzymał.

Wjazd do Osh



Uzgen






Typowy kirgiski meczet - gdzieś po drodzeni









#nabogato








Rano dostałem śniadanie i ruszyłem na zwiedzanie miasta. Do tego napisałem na lokalnej grupie CS, że chętnie bym znalazł jakiegoś gospodarza. Miasto ma typową sowiecką architekturę, ale widać, że jest w miarę zadbane.




Oj brakowało mi tego

Towary z Ikei




ławka, chłopaki z bloków, osiedle






Jak w każdym porządnym sowieckim mieście jest wesołe miasteczko


i cyrk

polski akcent


















Gdy już szedłem w stronę hostelu, dostałem wiadomość od Liliyi, że jedną noc mogę przenocować u niej.

Jak tylko wstałem, ruszyłem w stronę Oszskiego Bazaru, w Biszkeku, a potem na dworzec „autobusowy”, gdzie trafiłem na marszrutkę nad jezioro Ysyl-kul, a konkretnie do miejscowości Czolpon-Ata. Poczatkowo chciałem wysiąść, w miejscu gdzie tylko dojeżdża się do jeziora i ruszyć stopem, jego południową stroną, ale cena była ta sama co do Czoplon-Ata (250 som – 15 złotych). Więc wolałem przejechać te 100 kilometrów dalej. Ostatecznie wylądowałem w zupełnie przypadkowej miejscowości, gdyż kierowca wysadzał ludzi, przy ośrodkach wczasowych, a ostatni z nich był już spory kawałek za Czolpon-Ata. Zjadłem kolację i ruszyłem szukać miejsca na rozbicie namiotu na plaży. Trochę przypadkiem udało mi się trafić na teren pewnego ośrodka, gdzie można było rozbić namiot. Ja po ciemku rozbiłem na plaży.











Z rana kąpiel w wodzie o temperaturze obozowego jeziora i koło 13 ruszyłem w świat. Próbowałem łapać stopa, żeby pojechać dalej na wschód jeziora (właściwie to przede wszystkim chciałem dojechać do jakiejś miejscowości z Kafejką, bo tam sprzedaje się jedzenie, w Kirgistanie, oraz internetem), ale udało mi się zatrzymać Marszrutkę do miejscowości Karakol za jedyne 150 som, więc ruszyłem.




Próbowałem łapać

Miasto, które jak się dowiedziałem, jest zimą popularną bazą narciarską, jet raczej zapomnianym miastem sowieckim, z blokami obrośniętymi antenami satelitarnymi.

Po chwili błądzenia, udało mi się znaleźć Turkstan – obozowisko, gdzie można spać w Jurcie (tradycyjnym namiocie). Choć to Jurty dla turystów, to jednak zawsze namiastka kirgiskiego stylu życia. Do tego mają całkiem sorawny internet i tylko 300 som za noc w jurcie (350 ze śniadaniem, ale po doświadczeniach z Sary-Tash nie chciałem jeść, tam gdzie śpię).





tu spałem

z którego kraju jest najwięcej nalepek?



Lenin











Pierwszy dzień poodopoczywałem i pozwiedzałem miasteczko, a drugiego ruszyłem do Żeti-Oguz, pochodzić po górach.

Do żeti-oguz dostałem się marszrutką, potem stopem(darmowym). Co do góry na, którą wchodziłem, to z dołu myślałem, że dam radę w 1-2 godziny, ale po 2 i pół nadal nie byłem na szczycie. Kiedy już tam trafiłem, okazało się, że szczytów dalej też jest masa i że najtrudniejsze za mną, ale czasu i energii już nie miałem (tym razem wodę wziąłem, ale zapomniałem o czymś do jedzenia).



wstęp do jaskini był płatny, ale na szczęscie tylko 3 złote





na podstawie, tego widoku, uznałem, że ta góra, będzie spoko, ale było ciężkawo




mam już dość






 







Trzeciego dnia odpoczywałem, a o 15 ruszyłem marszrutką do Biszkeku (350 som za 400 kilometrów). W Biszkeku po wymianie gotówki, wsiadłem do lokalnej marszrutki, która za 20 som podwiozła mnie pod samą granicę. Wystarczyło tylko przejść pieszo.






Komentarze

  1. Sebastian Gabowiec pisze
    "Z jakiego kraju jest najwięcej naklejek"
    A jaka jest nagroda za poprawna odpowiedź i o ile można się pomylić?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Norwegia 2015 cz III (Trondheim, Bodø, Lofoty)

W piątek 3 lipca około 15:30 dotarłem do Trondheim. Zostałem wysadzony w samym centrum i teoretycznie mogłem pozwiedzać jeszcze tego samego dnia miasto, ale byłem potwornie zmęczony.

Szkocja 2017 VI - Fort William, Loch Lomond

12 ‎lipca 2017 opuściłem wyspę Skye. Dzięki autostopowi dostałem się pod zamek Eilean Donan. Do samego zamku nie wszedłem, ale widoki z zewnątrz wspaniałe. On 12 of July I left the Isle of Skye and hitchhiked to Dornie where the Eilean Donan castle is located. I didn’t enter the castle but the views from the outside were splendid. 

Norwegia 2015 cz IV (Tromsø, Alta i droga do Nordkapp)

To miał być już ostatni wpis z Norwegii, ale ze względu na ilość zdjęć i to, że to już mam przygotowane, postanowiłem go jednak rozbić na 2.