Do Pekinu przyjechałem szybkim pociągiem. Początkowo chciałem zostawić
bagaż w przechowalni, na stacji, ale ilość punktów kontroli i kolejek
przy nich odstraszyła mnie od tego. Na miasto ruszyłem, więc z
plecakiem. W chinacj należy zapomnieć o informacji turystycznej, jeżeli
jednak ją znajdziemy to nie można spodziewać się jakichkolwiek
materiałów w innych językach niż chiński.
Na szczęście na dworcu znalazłem starbucks z internetem i ściągnąłem mapkę turystyczną na komórkę.
Dzięki
temu trafiłem do parku z kopiami najsłynniejszych chińskich pawilonów.
Następnie ruszyłem do niebiańskiej świątyni . Powiedziano mi, że do
środka dziś nie wejdę, ale do parku tak, wiec skoro już się nachodziłem z
plecakiem to postanowiłem wejść.
Później spacer na plac tiananmen, gdzie znowu punkty kontroli. W Pekinie na każdej stacji metra należy przejść przez bramkę i oddać bagaż do prześwietlenia.
W pewnym momencie, gdy znalazłem informację turystyczną i liczyłem, że mi pomogą, zobaczyłem taką scenkę. Pani przed informacją rzuca pije napój z butelki, a po wypiciu rzuca nią na idealnie przygotowany czyściutki trawnik. Q pekinie jeszcze są ludzie, którzy to sprzątają, ale kto sprząta przy autostradach i pociągach. Śmiecenie po za siorbaniem, mlaskaniem, dłubabiem w nosie, oraz pluciem, wraz z harhaniem, to jedna z tych rzeczy, które mnie bardzo irytowały u Chińczyków. O ile do odgłosów jestem w stanie przystosować się, jako elementu kultury, o tyle śmiecenia zaakceptować nie potrafię i nie chcę. Do tego Chiny to pierwszy kraj od dawna, gdzie znalezienie śmietnika nie jest problemem.
Na wieczór udałem się do Leo człowieka, który przyjął moje zapytanie z ostatniej chwili, choć tylko na 1 noc, ale innej opcji nie miałem. Później wyprowadzał się z tego mieszkania.
Mój drugi dzień pobytu rozpocząłem od wizyty w Letnim Pałacu. Wstęp to 60 rmb(30 pln ), wraz ze wszystkimi atrakcjami w środku. Myślę, że zdecydowanie wart tych pieniędzy. Pałac jest tak na prawdę wielkim parkiem, z różnymi pałacami i świątyniami i innymi budowlami parkowymi. Dla osoby, która nie biega tak szybko jak ja, może być to atrakcja na cały dzień.
|
Piękny angielski - sikasz do basenu - jesteś najlepszy - no jasne, że jestem |
Później ruszyłem w stronę zakazanego miasta, ale gdy byłem przed wejściem dowiedziałem ,że mam tylko 2 godziny do zamknięcia, a chciałem zobaczyć to na spokojnie (ostatecznie to 2 godziny wystarczają). Pojechałemu, więc na dworzec by zakupić bilety kolejowe. Pierwszy bilet, który chciałem kupić to z Pekinu do Pingyao. 3 dni przed odjazdem wszystkie miejsca wyprzedane (postanowiłem przejechać stropem). Drugi bilet to ponad 3000 kilometrów, w pociągu z Baoji do Aksu. Bilet był, ale ja liczyłem na kuszetkę, ale na 7 dni przed odjazdem wyprzedane. No cóż czeka mnie 50 godzin w pociągu.
Wróciłem do mojego gospodarza, a następnie przeniosłem się do następnego. Jane, wraz ze swym mężem, mieszkają za 5 obwodnicą Pekinu, czyli 1,5 godziny jazdy od centrum. Trochę daleko, ale innej opcji nie miałem. Zdecydowałem się zostać na 2, a nie jak planowałem 3 noce, żeby ruszyć wcześniej stopem.
|
Polski
akcent w pekińskim metrze. Chińczyk ubrany w tę koszulkęnie miał
pojęcia, co ona przedstawia. Zgodził się jednak na zdjęcie.... u jaki
suchar zdjęcie koszulki, ale nie ściągnięcie. |
|
właśnie w ten sposób komunikuję się z Chińczykami, jak chcę znaleźć autobus 363 |
Po porannej pobudce przypomniałem sobie słowa mojego kolegi, że być w Chinach, a nie być na murze to jakby tam nie być, więc poszukałem jak najłatwiej i najszybciej pojechać. Udało mi się znaleźć dość prosty dojazd do Badaling, ponoć najbardziej zatłoczonej sekcji muru. Z w miarę centralnej części pekinu dojazd w godzinę - półtorej.
Gdy wszedłem wraz z tłumami na mur, zauważyłem, że wszyscy idą w prawą stronę. Ruszyłem, więc w lewą. Murek pod Pekinem robi ogromne wrażenie. To taki niekończący się średniowieczny zamek.
|
chiński hamburger |
|
Co to jest?? wygląda jak trójkołowy matiz |
|
Kolejka do autobusu |
|
dalej zakaz wstępu |
|
na murku pod Pekinem |
|
To już jadłem w Tianjin. Najpierw robi się naleśnik, potem rozbija na nim jajko na jajecznicę, dodaje się orzechowego sosu i szczypiorku, a na koniec wsadza się takiego jakby czipsa i zawija się go w naleśniko-jajecznicę. |
|
kolacja u moich gospodarzy |
Ostatni dzień w Pekinie ruszyłem do zakazanego miasta, uprzednio zostawiając swój bagaż w przechowalni na dworcu. Kosztowało mnie to, aż 20 złotych, ale za bardzo nie miałem innej opcji.
Samo zakazane miasto to pałace i pałace. (W tym tysiące pomieszczeń do przyjmowania odpowiednich gości. W innym pokoju przyjmuje sie ciotkę w piątek, a stryjecznego bratanka w innym. Podobnie było w Japonii i Korei.)
Po zakazanym mieście udałem się do pobliskiego parku, gdzie spotkałem grupkę Polaków. Mogłem wreszcie przypomnieć sobie jak się mówi w naszym pięknym języku. Swoją drogą Chińczyków bardzo ciężko przekonać, że pewne rzeczy można przekazać za pomocą gestów. Zwykle będą powtarzać po chińsku, aż zrozumiem, a że nie zrozumiem nigdy, to bywa to czasem absurdalnie śmieszne.
Później jeszcze jeden park - Beihai i ruszyłem łapać stopa
|
a może Ch*j Bohun? |
|
ciastka ryżowe i chyba mleko orzechowe |
Super.
OdpowiedzUsuńMachałeś z murku do kosmitów?
Z tym tłumaczenie przez Chińczyków bez użycia gestów, wyobraziłem sobie taką scenkę:
Chińczyk tłumaczy po chińsku, turysta przytakuje, a potem i tak robi na odwrót do tłumaczenia.
Pozdrawiam
Mariusz
Grupka Polaków pozdrawia :D piękne zdjęcia i miło wiedzieć, że bezpiecznie dotarłeś w inne miejsca :) oby więcej takich podróży!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie. Myślałem, że o mnie zapomnieliście. Pozdrawiam z St. Petersburga.
Usuń