W Xi'an wsiadłem do
pociągu, by za dwie godziny znaleźć się w Baoji, skąd z rana
odjeżdżał mój ponad 3000kilomerowy pociąg do Aksu. Sam dworzec
był dość brudny i przepełniony, a ludzie siadali na gazetach.
|
gapił się na mnie to ma zdjęcie |
Mój pierwszy przejazd
zwykłym chińskim pociągiem, nie był jakiś taki zły. Co prawda
dziecko siedzące na przeciw mnie wylało pół butelki mleka, a jego
rodzice nie poczuwali się, żeby sprzątnąć, nawet jak podawałem
im chusteczki. Na szczęście na mnie trafiły tylko krople. Za to w
pociągu były tacki służące jako śmietniki, w później podróży tego nie uświadczyłem
Noc spędziłem w
Baoji, gdzie udało mi się znaleźć restaurację, w której mieli
gniazdka elektryczne i wifi.
Z rana na jakieś
uliczne jedzenie i na dworzec. Tu również ciasno, ale kiedy
wsiadłem do mojego pociągu to zmieniłem zdanie na temat tego, co
to znaczy ciasno.
Jeżeli słyszeliście
jakieś złe rzeczy na temat chińskich kolei(o tych tańszych
biltach oczywiście, bo można też podróżować komfortowo), to
chciałabym wam powiedzieć, że to wszytko prawda: pociągi są
ciasne. Dzieci poniżej pewnego wzrostu wchodzą za darmo, siedzą na
siedzeniu z rodzicami. Ludzie bez miejscówki tłoczą się w wąskim
przejściu między siedzeniami. Ludzie plują na podłogę i śmiecą
za okno. Widziałem dziewczynkę sikającą na środku wagonu, bo
dojście do toalety byłoby zbyt trudne. Chińczycy są potwornie
głośni, zwłaszcza kiedy rozmawiają przez telefon. Lubią
śmierdzące jedzenie, mlaszczą, siorbią i harhają. Ludzie, którym
niewygodnie już siedzieć, stają na swoich siedzeniach. W pociągu
było początkowo potwornie gorąco, a jedynym chłodzeniem były
wiatraki.
W pociągu spędziłem 45 godzin choć spodziewałem
się 50, gdyż rozkład który znalazłem w internecie był
nieaktualny. Oznaczało to, że miałem spać dwie noce w pociągu.
Pierwszą przespałem tylko dlatego, że nie spałem wcześniejszej
nocy, było mi już wszystko jedno. Drugiej nocy, pierwszy raz,
podczas mojej podróży, było zimno. Trochę się przez to przeziębiłem. Na szczęscie też po pierwszych 24 godzinach, w pocigu zaczęło się robić trochę miejsca.
O gniazdkach elektrycznych w pociągu należy
zapomnieć, za to obsługa pociągu co jakiś czas przechodzi
sprzedając powerbanki. W pociągu można kupić jedzenie, które
przychodzi co jakiś czas, za nie tak duże pieniądze: obiad 10
złotych, śniadanie 6.
Co ciekawe w pociągu zostałem
wzięty, przez część Ujgurów za swojego, co bardzo mnie
zaskoczyło. Postanowiłem, więc później nie golić brody, by
łatwiej wtopić się w tłum.
|
Pustynne widoki za oknem, czyli dobrze, że nie jechałem tam stopem |
|
Pociąg wjechał do XinJiangu. Z tabliczek zniknęły napisy po angielsku, a pojawiły się po ujgursku |
|
obiad za 10 złotych |
|
Poranek w Aksu. Odczuwalny jest absurd jednej strefy czasowej w Chinach. To zdjęcie zrobione około 7 rano. |
Ogólnie niezbyt chętnie
wracam do tych 45 godzin. W Aksu wysiadłem nieco przed planem, ale
zadzwoniłem do Melody i okazało się, że nie będzie problemu.
Melody była jedynym CS z Aksu. Szybko odpisała, jednak stwierdziła,
że jej nie będzie wtedy w Aksu, ale jej rodzina chętnie mnie
ugości. Tak, więc jej rodzice, oraz jej kuzyn, nie znający
angielskiego, pokazali mi miasto, oraz starali się bym spróbował
jak najwięcej lokalnego jedzenia. Kiedy przyjechałem na stację,
dowiedziałem się, że nie mogą przyjąć mnie w domu, za to
wynajęli za mnie hotel. Przez chwilę myślałem, że oznacza to
dzień wolny, ale nie pozwolili mi się nudzić. Dostałem też tonę
różnych orzechów i innych suszonych wynalazków na drogę.
Podejrzewam, że wydali fortunę na przyjęcie mnie, ale może było
warto?
|
Pan Tata pracuje w tym miesjcu, które wygląda jak miejsce dla wesel i zapewni jest nim |
|
Zakup orzechów i rodzynek dla mnie |
|
herbata z miętą. Trochę podobna do Marokańskiej |
|
mój hotel |
Po nocy w hotelu, rodzinka wywiozła mnie na drogę w
stronę Kashgaru, gdzie łapałem stopa. Miałem przygotowaną
kartkę, w dwóch językach – chińskim i ujgurskim. Ujgurzy
widocznie docenili to i bardzo szybko się zatrzymali. Po około 150
kilometrach poczułem, że jedzenie, które we mnie wciskali dnia
poprzedniego, moje przeziębienie, oraz mam wrażenie, że napój
którym poczęstowano mnie w samochodzie, a także samochód skaczący
po nierównej drodze, spowodowały, że gdy tylko wysiadłem z
samochodu, zwróciłem całą zawartość mojego żołądka.
Następnie też wypitą wodę. Próbowałem łapać stopa, ale nie
czułem się na siłach. Myślałem, że to chyba najgorszy moment na
to by się odwodnić, gdyż podróżuję przez pustynie, do tego
bałem się, że nie dam rady w samochodzie. No, ale w pewnym
momencie podjeżdża do mnie kierowca i pyta dokąd, w końcu
przytakuje, że mnie weźmie, choć początkowo liczył na pieniądze.
Po kilku minutach w samochodzie nie wytrzymałem i do szybko
znalezionej torebki zwróciłem całą wypitą wodę(kierowca chyba nie zauważył). Przez ponad
dwie godziny niczego nie piłem, ale potem było już
spoko.
Kierowca ten nie jechał do Kashgaru, ale 50 kilometrów
przed nim kupił bilet i wsadził mnie w autobus.
Kashgar jest miastem,
gdzie prawie nie mieszkają Chińczycy, a główną nacją są
Ujgurzy, czyli rdzenni mieszkańcy Xinjiangu (Sindzianu). Jest to
ludność turecka, podbita przez Chiny i obecnie niezbyt zadowolona
z bycia częścią Chin. Mimo iż w Chinach obowiązuje tylko jedna
strefa czasowa, w Kashgarze, ludzie używają czasu lokalnego. Dwie
godziny różnicy z pekińskim.
Do Kashgaru trafiłem bez przygotowanego
Couchsurfingu (brak ludzi goszczących), po znalezieniu internetu,
trafiłem do hostelu na starym mieście. Od razu rzuciło mi się w
oczy ogromne ilości turystów. Początkowo bardzo mi się to nie
podobało, ale później okazało się dość pomocne.
|
liczyłem, że to będzie toaleta z kibem, a był tylko dla inwalidów. Pozostałe to dziury. Za to płatny, co było do tej pory nie spotykane. |
|
orzechy i suszone owoce, które dostałem w Aksu |
Na
drugi dzień razem z Jonem, Amerykaninem, który spał w tym samym pokoju,
wybraliśmy się na niedzielny trag, oraz targ zwierzęcy.
Po
powrocie na stare miasto, wybrałem się sam w jego rozpadającą się
część, gdzie z tego co znalazłem w internecie, turyści nie
powinni wchodzi, bo grozi zawaleniem.
Po powrocie do hostelu
udało mi się poznać Polaków, Antka i Olę którzy podróżowali w
przeciwnym do mnie kierunku (Piszą też na fejsiku
https://www.facebook.com/roziskrzonekrowy
). Wreszcie udało mi się pogadać z kimś po polsku, a do tego
wymienić przydatne rady na temat podróży.
Następnie
odpuściłem sobie już zwiedzanie atrakcji turystycznych. Byłem w
jednym meczecie, z płatnym wejściem, a nie było tam absolutnie nic
do zobaczenia.
|
fragment muru miejskiego |
Ostatni dzień w Kashgarze spędziłem na
odpoczynku, którego po 2 miesiącach w podróży bardzo mi już
brakuje. Czuję, że moje tempo świetnie sprawdzało się do tej
pory, teraz czas trochę zwolnić. Mam też takie poczucie, że
ciężko na mnie zrobić wrażenie, gdyż widziałem już bardzo
dużo. Nie mam już problemu z tym, że będę w danym mieście i nie
zobaczę głównych atrakcji.
Komentarze
Prześlij komentarz